niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 3



Rozdział 3

-Sergio...- przez ich ciała przeszło coś na kształt prądu, tak jak przy pierwszym spotkaniu. Być może był to znak. Znak, że ciągnęła ich do siebie jakaś niewidzialna, potężna siła i że wszystko, mimo przeciwności losu skończy się dobrze.
-Tak na mnie mówią- odpowiedział, po czym przyjrzał się bliżej stojącej naprzeciw niego osobie.-Ja panią już chyba gdzieś widziałem.
-Sergio nie wydurniaj się, nie przyszłam tu poplotkować. Mam nadzieję, że domyśliłeś się kim jestem i mogę bezpośrednio przejść do wyjaśnień.- Powiedziała, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. Inaczej wyobrażała sobie ich spotkanie i całą tę rozmowę. -Mamy mało czasu.
-Ale na co mało czasu? Kim pani jest, dlaczego pani mnie zaczepia? Co się tutaj dzieje?-Zapytał lekko podnosząc głos. Jego spojrzenie pełne było strachu, zdziwienia i czegoś, czego nie potrafiła nazwać.
-Ciiii.-przyłożyła palec wskazujący do ust.- Nie bój się, to się dzieje naprawdę, nie jestem żadnym duchem, czy wytworem twojej wyobraźni. Jestem Cesca, choć aktualnie wcielam się w rolę Emily. Tak naprawdę nie umarłam, ale to długa historia, a my nie mamy tyle czasu. Jestem tu, bo twoja, bo nasza córka jest w niebezpieczeństwie.- Wyszeptała. Z każdą sylabą, głos drżał jej coraz bardziej, a w oczach pojawiały się łzy. Obserwowała reakcję swojego mężczyzny, o ile jeszcze mogła tak o nim myśleć, próbując zajrzeć mu do wnętrza. Wiedziała, że przyjęcie takiej informacji nie będzie łatwe, ale miała też nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, że w końcu los się do nich uśmiechnie.
-Że co proszę? Jeśli chcieliście mnie wkręcić, to trafiliście w czuły punkt. No halo, gdzie ta ukryta kamera? Możecie wyjść już się nabrałem!- Wykrzyczał z desperacją. Już miał odejść, lecz rozmawiająca z nim kobieta, podająca się za, nieżyjącą przecież, miłość jego życia złapała go za rękę.
-Zepsułeś cały romantyzm tej chwili. Mogłam się tego spodziewać. Co ja głupia myślałam? Że jak w końcu uda mi się z tobą spotkać, to rzucisz mi się na szyję i zapewnisz o swojej miłości? Wiem, że minęło tyle czasu, że zdążyłeś zapomnieć kim jestem i w sumie miałeś do tego prawo, tak jak teraz masz prawo do obwiniania mnie o to wszystko, ale do cholery jasnej uwierz w to kim jestem i wysłuchaj mnie, no chyba, że nie zależy ci na małej.
-Nie no to już jest przesada. Pojawiasz się nie wiadomo skąd. Wmawiasz mi, że jesteś Cescą, chociaż od prawie trzech lat próbuję się pogodzić z jej stratą i na dodatek wmawiasz mi, że o niej zapomniałem i że jestem złym ojcem. Po pierwsze, gdybym o niej zapomniał nie przychodziłbym tu codziennie. Po drugie zależy mi na Fran jak na nikim innym, w końcu tylko ona mi pozostała. A po trzecie to na jakiej podstawie mam ci niby wierzyć?
-No proszę i już się kłócimy- pokręciła głową i wzięła dwa głębokie wdechy.- Posłuchaj, wiem, że to trudne, ale skup się. Spójrz na mnie, wsłuchaj się w mój głos. Skoro twierdzisz, że tak bardzo kochałeś Cescę, to raczej rozpoznałbyś ją choćby po tym- podwinęła płacz i sukienkę do góry, każąc mu spojrzeć na jej prawe udo, a konkretnie na znajdujące się po wewnętrznej jego stronie znamię w kształcie zbliżonym do gwiazdy. Z niecierpliwością czekała na jego reakcję. Wierzyła, że dzięki temu on uwierzy, w końcu to był jej znak szczególny. Choć miała wielu partnerów, tylko Sergio zwrócił uwagę na tę myszkę. Tak bardzo liczyła na cud, że on nie pozostanie obojętny wobec tego argumentu.
-Kobieto, czy ty jesteś zrównoważona psychicznie? Będziesz się teraz przy mnie rozbierać i psuć powagę sytuacji?- Spojrzał w jej zaszklone oczy i wyszeptał- Tak bardzo tęskniłem, Francesco.-próbował się w nią wtulić, lecz delikatnie go odepchnęła.
-Mogłeś się tyle ze mną nie kłócić, to byłby czas na tulenie się. Teraz musimy uciekać, bo w każdej chwili mogą nas złapać. Jak tu się dostałeś?
-Samochodem... Czekaj, co ty knujesz? Czemu mamy uciekać? Przed kim? Masz jakiś wrogów- rozejrzał się podejrzliwie. Dziewczyna wykorzystała sytuację, chwyciła go za rękę i zaciągnęła do jego sportowego auta.

Następnego dnia obudziła się w nie swoim łóżku i nie swoich ubraniach. Rozejrzała się bo dużym, czarno-białym pokoju i zastanawiała się gdzie się znajduje i co tu właściwie robi. Podwójna dawka morfiny, którą wstrzyknęła sobie wieczorem, dalej wprawiała dziewczynę w lekkie otępienie i dezorientację. Zwykle morfinę biorą osoby odczuwające ból fizyczny. Są jednak ludzie którzy myślą, że są mądrzejsi od innych i próbują leczyć tym swoją psychikę. Powoli do niej docierało co właściwie wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Pamiętała jak tutaj jechali, tę krępującą ciszę, jaka nastała gdy wsiedli do samochodu, to zażenowanie i wstyd że ściągnęła na nich kłopoty. Ale przecież to nie jej wina, że nic w ich życiu nie dzieje się przypadkiem, że nawet ich materiał genetyczny nie jest przypadkowy.

Było jej wstyd za jej ojca, za to że oszukał matkę i pozwolił, aby przerobiono ich materiał genetyczny na doskonały, dzięki czemu ona jest genetycznie doskonała. Było jej wstyd za to, że jego ojciec dla pieniędzy zrobił to samo, w dodatku sprzedając go od razu Sevilli. Zostali wciągnięci do najgorszej z najgorszych mafii, jednej z dwóch, które sterują praktycznie całym naszym światem. Ona sama nie znała wszystkich szczegółów. Opowiedziała mu jedynie o wydziale sportowym, do którego byli przypisani. O tych wszystkich walkach o piłkarzy między „dobrą stroną” czyli m.in. klubami takimi jak Real, oba Manchestery, Milan, czy PSG, a „tymi złymi”- Barceloną, Atletico, Arsenalem, Juventusem itd. O tym, że często nie załatwiano tego w normalny sposób, że dochodziło do strzelanin, że ginęło wielu członków mafii.
Gdy zaczął szczegółowo dopytywać o co chodzi z tym DNA i tą doskonałością, wyznała mu wszystko co wiedziała. To, że obie mafie prześcigają się w odkryciach, o tym, że ludzie tak naprawdę nie wiedzą o tym nic. Że klonowanie było popularne już w latach siedemdziesiątych i że ją samą przerasta to, co się dzieje. Powiedziała mu także, że „ci źli” potrzebują ich do tworzenia nowej piłkarskiej generacji, która będzie esencją doskonałości, ale najpierw muszą sprawdzić możliwości takiej „krzyżówki doskonałych genów” i dlatego chcą porwać Fran do swoich eksperymentów.
To trochę nielogiczne, bo przecież mogli porwać je równocześnie i obie trzymać w śpiączce. Najwidoczniej jednak na tamtą chwilę nie dysponowali dosyć inteligentną kadrą. Samo porwanie też nie było doskonałe- potrącenie kobiety w ciąży, wywołanie porodu i wprowadzenie (nieumyślne) w śpiączkę farmakologiczną, z której potem nie potrafili jej wybudzić... na pewno było inne rozwiązanie. Nie zdążyła jednak poinformować go, co było potem, gdy usłyszała o tej nowinie. Nie wspomniała ani słowa o szybkim kursie mikrobiologii i chemii oraz o tym, że dzięki temu, a właściwie dzięki tej doskonałości, wyszła z tego i jest w stanie ich ostrzec. 

Zeszła do kuchni. Chwilkę zajęło jej odnalezienie tego pomieszczenia. Po tylu latach ten dom wydał jej się strasznie obcy, pusty i zaniedbany. Fakt- było czysto i schludnie, ściany w pastelowych odcieniach błękitu miały tworzyć obraz bezpieczeństwa. Projektant wnętrz, a raczej Sergio, który postanowił sam urządzić to wnętrze, nie wiedział o tym, że próby przełamania błękitu szarym sprawią, że z wnętrz zacznie bić smutek.
Odsunęła wielkie, dębowe krzesło i usiadła przy stole, z którym wiązała tak wiele wspomnień. Rozejrzała się wokoło, a jej wzrok skupił się na ścianie obok okna, naprzeciw której siedziała. Pełno tam było zdjęć. Zauważyła, iż do tych, które pamiętała z dzieciństwa i które zostawiła tu opuszczając to miejsce, dołączyły nowe. Przedstawiały one ją i Sergio od momentu poznania, przez urocze zdjęcie z tej pamiętnej nocy w Mediolanie, aż po zdjęcia z okresu ciąży. Obok wisiało pierwsze zdjęcie z USG Fran. Wokół niego powieszone zostały zdjęcia dziewczynki z różnych etapów jej życia i w otoczeniu różnych ludzi. Mogła teraz porównać siebie z dzieciństwa do małej.

Była tak zafascynowana tymi wszystkimi chwilami ukrytymi w fotografiach, że nie zauważyła, iż nie jest sama w pomieszczeniu. Dopiero po chwili poczuła na plecach czyiś wzrok. Odwróciła się i ujrzała ocierającego łzę mężczyznę.
-Sergio.. Ty... Ty naprawdę tu jesteś...- wyszeptała, ukrywając twarz w dłoniach. W jej oczach pojawił się niewidziany od prawie trzech lat błysk.
-Ciii...-przyłożył palec do ust, aby podtrzymać nastrój- dlaczego miałoby mnie tu nie być? No już dobrze.- Podszedł bliżej z wyciągniętymi ramionami, podniósł ją delikatnie i uściskał.
-Racja, przecież to Twój dom.- Otarła łzy i próbowała się wyrwać.- Ale możesz mnie już puścić. Gdzie jest Fran? Chciałabym zamienić z nią więcej niż kilka słów.
-Czekaj, czekaj... to wy się już spotkałyście?- Zapytał podejrzliwie.
-Tak. Maria zabrała ją na spotkanie ze mną. Wypatrzyłam je w tłumie i zaprosiłam do siebie. Podpisałam jej płytę, a gdy wzięłam ją na ręce, żeby zrobić zdjęcie wyszeptałam jej do ucha „aal izz well”.- przerwała, by zaczerpnąć oddech.
-Al izz well? O co chodzi? Co Ty jej wmawiasz? Czy Ty jej próbujesz wpoić jakąś religię?! Rozmawialiśmy o tym jeszcze jak byłaś w ciąży. Ona ma sama zdecydować, czy chce w coś wierzyć, czy nie.
-Al izz well. Tak mówił Baba Ranchodas. Noo w dzieciństwie byłam w Indiach, długa historia. Aal izz well znaczy tyle co wszystko w porządku. I nie Sergio, to nie w języku hindi, tylko po angielsku. Zawsze, gdy jest mi ciężko powtarzam „aal izz well, al izz well” i jest jakoś lżej. Dzięki temu przetrwałam to wszystko.
-Może byś tak łaskawie wróciła do opowiadania jak ją poznałaś? I w ogóle nie podobają mi się te twoje występy na scenie. Wiesz, że nie lubię chamskiego disco. No opowiadaj a ja zrobię śniadanie. Mogą być tosty?
-Wiesz, chyba podziękuję za śniadanie. Nie jestem głodna. Właściwie to ja nie jadam śniadań...- lekko ściszyła głos- ...obiadów i kolacji też nie- dodała prawie niesłyszalnie.- Może jednak to Ty coś mi opowiesz o małej. W końcu znasz ją lepiej. Ode mnie.
-Kobieto, już zapomniałem jak ty potrafisz komplikować życie.
-Dobrze. Skoro tak ci przeszkadzam to już mnie nie ma. Dzięki za wszystko. Miło było zobaczyć cię po tylu latach. Cześć i czołem pozdrów wszystkich. Albo lepiej nie, niech dalej żyją w nieświadomości.
-Ej no, o co się znowu obrażasz. Zaczekaj. Nie chcę cię stracić. Kolejny raz. Dobrze, będzie tak jak chcesz. Jak zwykle. Ale.. zostań, zjedz coś i niech będzie jak dawniej. Nie martwy się przyszłością!- przełożył trzymaną w ręce ścierkę przez ramię i po raz kolejny przytulił Cescę.
-Nie. My nie możemy. Nie przytulaj mnie więcej.- odparła najbardziej chłodnym tonem, na jaki była w stanie się zdobyć i wyrwała się z jego uścisku.
-Ale dlaczego. Powiedz mi do cholery jasnej dlaczego mi się wyrywasz? Dlaczego nie dasz mi się sobą nacieszyć, spróbować nadrobić stracony czas? Chcę choć przez chwilę mieć cię tylko dla siebie. Czy ja tak wiele wymagam? Proszę cię. Już raz cię straciłem.
-Znowu zaczynasz niepotrzebną kłótnię. Za tym też się stęskniłeś? Myślisz, że co, że ja nie chciałabym żeby było jak dawniej? Też tego pragnę. Ale wiem, że gdy jesteś blisko, bardzo blisko, to zapominam o całym świecie. To wszystko wydaje się takie proste. Wyłącza mi się logiczne myślenie. A teraz naprawdę nie mamy czasu na przyjemności.-Przyłożyła dłoń do jego twarzy- przepraszam cię, ale dopóki nie wymyślimy rozwiązania tego wszystkiego, ja nie dam rady znieść twojej bliskości. Boję się jej, a raczej tego, co ze mną robi. Wiesz co to jest, gdy się tak dzieje? To jest pieprzona miłość, na którą sobie nie zasłużyłam. Wiem, że nigdy nie byłam romantyczką, ale obiecuję, że jak wszystko się skończy i dalej będziesz chciał na mnie patrzeć to się zmienię. Bo przez ten czas, gdy rzekomo byłam trupem, wszystko było takie puste. Ale widząc twoje reklamy, patrzyłam na świat inaczej. Księżyc wydawał się większy, a „zoobi doobi, zoobi doobi pam param” miało takie samo znaczenie jak kocham. Dlatego nie komplikujmy proszę wszystkiego. Starajmy trzymać się na dystans dla dobra Fran przede wszystkim. Mam nadzieję, że będziesz na tyle łaskaw, aby mi ją przedstawić. A teraz przepraszam na chwilkę, muszę coś sprawdzić w ogrodzie.

Wybiegła, próbując zachować twarz. Czuła się emocjonalnie naga. Nigdy nie była z nikim tak szczera. Zaczęła czuć znajomy ból, przeszywający całe jej ciało. Znowu zaczęła się bać następnej chwili. Była bezbronna, otoczona napastnikami próbującymi dostać się do jej wnętrza. Wewnętrzny mur, który przez te lata tak starannie pielęgnowała i umacniała zaczął się powoli kruszyć. Odłamki tego wszystkiego, co broniło ją przed innymi raniły jej serce. Wiedziała, że jest na to tylko jedno lekarstwo. Wstała z ławki, na której nieświadomie usiadła i wróciła do domu. Otworzyła torebkę, wyjęła z niej małą fiolkę z płynną substancją. Wstrzyknęła ją sobie i z błogim uśmiechem upadła na łóżko.

***
Trójeczka za mną, choć było ciężko. 
Mam nadzieję, że da się to czytać i że nie jesteście źli, że tak późno.
Następnego spodziewać się możecie przy kolejnej większej przerwie od nauki, choć może uda mi się coś szybciej napisać. Liczę na szczerą krytykę. Trzymajcie się i pamiętajcie, że 


Ps. Polecam genialnego bloga Życie u boku kibica :)