sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 2.

          Patrzyła z utęsknieniem na zniszczone zdjęcie i łza jej spłynęła po policzku. Od ich ostatniego spotkania minęły prawie trzy lata. Za każdym razem gdy na nie spoglądała miała przed oczami obraz tego dnia, gdy będąc w dziewiątym miesiącu ciąży wpadła pod samochód. Jednak wspomnienia z tego okresu są bardzo niewyraźne. Pamięta jedynie jak przebudziła się w szpitalu i wstrzyknęli jej coś, po czym zapadła w prawie roczną śpiączkę. Po przebudzeniu powiedzieli jej, że dziecko nie żyje, a on, a Sergio ją zostawił, bo po co mu wiecznie śpiąca kobieta...
-Dosyć tego! Przeczesała ręką swe krótkie, rude włosy i podeszła do toaletki, aby wykonać makijaż. Tym razem miała wcielić się w rolę śpiewającej kusicielki Emily, jednej z wielu tożsamości jakie posiadała. Gdy była mała, ojciec często ją przebierał i jeździł z nią do fotografów. Aż do 18 roku życia nie wiedziała po co to wszystko, ale nie sprzeciwiała mu się. Gdy nadszedł właściwy moment, powiedział jej tylko, że to dla jej bezpieczeństwa i kazał co jakiś czas uzupełniać dokumenty i płacić podatki za wszystkie te fałszywe osoby, mieszkające w różnych częściach świata. Często zastanawiała się, dlaczego nie mogła mieć normalnej rodziny w żaden sposób nie powiązanej z mafią. Dziękowała jednak jakiejś opatrzności, że nie wtajemniczali ją w szczegóły i mogła wieść normalne życie. Nigdy nie sądziła, że kiedyś może to się okazać jej zgubą. Może gdyby wiedziała, jak funkcjonuje cała ta mafia, że obszar jej zainteresowania to głównie płodzenie doskonałych piłkarzy ze dwa razy zastanowiłaby się, czy warto uczestniczyć w tym całym cyrku.
          Ale co się stało, to się nie odstanie. Musi teraz postarać się naprawić to wszystko, mając świadomość, że nie będzie tak łatwo i że jej najbliżsi znajdują się w niebezpieczeństwie. Minęły już prawie trzy lata od jej wypadku. Prawie trzy lata błąka się po świecie, próbując jakoś uciec na dobre i ostrzec ich przed niebezpieczeństwem.Była na siebie wściekła, że tak łatwo uwierzyła w śmierć małej, ale nie miała możliwości zweryfikować tego wcześniej, niż przed ucieczką. Pokonała już tak wiele przeszkód, począwszy od uwolnienia się z rąk porywaczy, przez przemierzenie pół Europy autostopem, aż po nagranie przeboju i trafienie tutaj, do rodzinnego miasta. Musiała ich odnaleźć i uratować. Miała pewien plan, ale miała również wątpliwości, czy da radę go zrealizować, czy nie jest na to za słaba. Myślała o tym już od pewnego czasu, ale za każdym razem coś ją powstrzymywało, i za każdym razem robiło to w odpowiednim momencie. Czy tym czymś było przeczucie? Przeczucia nigdy ją nie myliły. Zawsze dzięki nim potrafiła wycofać się dokładnie wtedy, gdy nadchodził odpowiedni moment. Dlatego teraz też wahała się, czy warto rozpoczynać całą akcję. Z niebios nie otrzymała jeszcze żadnego negatywnego znaku. Jeszcze. Być może on zaraz nadejdzie, a wtedy będzie już za późno. W ten sposób próbowała się przed sobą tłumaczyć ze strachu przed tym spotkaniem. Długo trwało, zanim zebrała się w sobie i wyruszyła na ten cmentarz. Pokonując w samotności, być może najtrudniejszą drogę w życiu, zastanawiała się, czy może lepiej nie ryzykować i sobie odpuścić, jednak gdy oczami wyobraźni zobaczyła jak porywają Sergio i ich malutką córeczkę, aby poddać szczegółowej analizie ich DNA. Szczególnie bolała wizja cierpienia małej, którą miała okazję zobaczyć nie tylko w telewizji, ale także podczas spotkania z fanami swojego alter ego, którym obecnie była- piosenkarki Emily. Ten moment był zarazem najszczęśliwszym i najsmutniejszym momentem w jej dotychczasowym życiu. Przebił nawet stratę rodziców. W jednej chwili trzymała małą w objęciach, próbując przekazać jej jak najwięcej miłości, a w następnej siedziała w garderobie zalewając się łzami. Estrella, bo tak mieli ją nazwać, a Cesca przecież nie wie zna prawdy, jest do niej tak strasznie podobna... Nawet smutne spojrzenie mają identyczne. Ona chyba wyczuła, że jej idolka, że Emily, która tak naprawdę jest Cescą, to ktoś bardzo bliski. Od tego spotkania, spotkania z mamą, jedyną rzeczą potrafiącą ukoić jej nagłe napady smutku (wspominałam już, że wdała się w Cescę?) jest przesłuchanie choć jednego utworu z płyty, własnoręcznie podpisanej przez jej autorytet.
          Rozpłakała się. Ostatnie metry pokonała prawie biegnąc. Dotarła wreszcie na cmentarz, ten sam, na którym pochowani są jej rodzice, a także prochy, które ludzie uważają za nią, za Francescę. Zbliżyła się do swojego grobu i zapłakała gorzko, bo ujrzała cierpienie najbliższych, odbite w marmurze. Żałowała, że pojawiła się w ich życiu. Spojrzała na zegarek.
-To już pora- szepnęła cicho, lecz mimo to jej głos, przerwał otaczającą ją ciszę, niczym jakiś huk. Uroniła łzę, spojrzała, czy aby na pewno zrobiła to, co zaplanowała i uciekła w samą porę, gdyż słyszała czyjeś kroki. Przez swoje roztargnienie upuściła pierścionek zaręczynowy, jej talizman, przedmiot, który utrzymywał ją w przekonaniu, że jest ktoś, dla kogo była/jest ważna. A kiedy wróciła po niego, choć tak naprawdę nie wierzyła, że go znajdzie, nie wiedziała nawet, gdzie go zostawiła- tak jak się spodziewała, po pierścionku nie było śladu. Miała jednak nadzieję, że Sergio znalazł to, co dla niego zostawiła i że ten jej plan wypali.
          Następnego dnia obudziła się z silnym kacem. Tak to jest, gdy jako jedyne lekarstwo na smutki uznaje się seks i alkohol. Na widok swojego odbicia w lustrze zrobiło jej się niedobrze i zwróciła całą zawartość swojego żołądka. Uderzyła pięścią w stół z bezsilności, po czym spojrzała na zegarek. Siarczyste przekleństwa sypały się z jej ust. Zaspała. Miała tylko dwie godziny do chwili prawdy. Na samą myśl o tym, że może nie zdążyć wpadła w taką furię, że wyszykowanie się łącznie z makijażem zajęło jej ledwie trzydzieści minut. Próbowała wykorzystać ten czas, aby się odprężyć, zrelaksować, lecz w jej głowie kłębiły się zbyt czarne myśli. Znów zatraciła się w samotności próbując zapomnieć o całym źle, które ją otacza. Odganiała od siebie myśli o ludziach, którzy mają gorzej od niej i o tych, którzy jej potrzebują, i o tych, których zawiodła. Niestety pozbycie się zła nie jest takie proste, jak się wszystkim wydaje. Ono tkwi w każdym, lecz nie każdy pozwala mu się rozwinąć. Zło jest jak wirus- samo w sobie jest niegroźne, gdyż nie ma możliwości rozwoju i rozmnażania się. To my ludzie jesteśmy jego pożywką. Niektórzy z nim walczą, starają się zapobiegać rozwojowi i zwalczać je, podczas gdy inni pożywiając je, niweczą działania tych pierwszych. Sięgnęła po malutką strzykawkę, nie mogła przyjść na to spotkanie w pełnej świadomości- to by ją zabiło. Kolejny raz stała się psychicznym wrakiem. Po strzykawkę z morfiną nie sięgała zbyt często. Robiła to tylko wtedy, gdy ból był naprawdę nie do zniesienia. Zawsze dobrze znosiła ból. Uważała go za nieodłączną część życia, dorastając nauczyła się z niego czerpać przyjemność i ukojenie. Karmiła się bólem z nadzieją przeżycia głębokiego katharsis. Są jednak różne rodzaje bólu, a ten kto lubi ból powodowany uderzeniem jakiegoś przedmiotu o ciało, może szczerze nienawidzić wizyt w gabinecie dentystycznym.
-Dosyć użalania się nad sobą- wyszeptała do lustra. Jej oczy zdradzały wszystko. Widać w nich było każdy cierń, każdą ranę jaką miała na sercu. - Bądź silna. Dla nich.- Otarła łzę prawie tak samotną jak ona, zabrała torebkę i wyszła z nadzieją, że nie będzie musiała tam wracać.
***

          -Jejku Sergio wyglądasz jakbyś całą noc nie spał. Wchodźcie.- Jak zwykle ciepło przywitała ich Maria. Mimo śmierci Cesci, dalej utrzymywała, że Fran to jej wnuczka i zawsze służyła pomocą Sergio. Kolejny raz musiał poprosić ją o opiekę nad małą. Chciał wybrać się na cmentarz w samotności, przemyśleć wszystko i podjąć jakieś działania w związku z wczorajszym znaleziskiem. Faktycznie, zaliczył kolejną nieprzespaną noc, ale takie są uroki wychowywania dziecka. Nie jego wina przecież, że mała nie mogła zasnąć. Postanowił opowiedzieć Marii o wszystkim, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Liczył na jakąś sensowną poradę od jednej z nielicznych osób, którym mógł w pełni zaufać.
-No bo widzisz mamo, tak to jest jak się wychowuje małe dziecko.-Uśmiechnął się.- Jednak martwi mnie to, że ona usypia dopiero jak się przejaśnia. Jakby bała się nocy.- Spochmurniał.
-Nie martw się, to przejściowe. Gdy mała nocuje u nas, włączam jej płytę tej piosenkarki, Emily. Odkąd widziała ją na żywo i otrzymała jej autograf ma świra na punkcie tej muzyki. Doprawdy nie wiem co ona widzi w tych nasyconych erotyzmem piosenkach.
-Ehhhh, widać wdała się w mamusię. A właśnie,słuchaj mam sprawę. Mogłabyś z nią zostać dzisiaj wieczorem. Znalazłem wczoraj na cmentarzu ciekawy przedmiot i, wiesz nie chcę robić sobie nadziei, ale czuję że dowiem się kto go zostawił.
-Powiesz mi chociaż co to?
-Zobacz.- Wyjął z kieszeni małe pudełeczko i pokazał zawartość mamie kolegi.
-O mój Boże! To ten pierścionek! Jestem tego pewna.
-Więc jak?
-Idź już. Jakby co to się zdzwonimy.
          Po chwili słychać było pisk opon. Z każdym przebytym metrem czuł jakby coś coraz bardziej ciągnęło go do tego miejsca. Wysiadłszy z samochodu powolnym krokiem wyruszył w stronę tak często odwiedzanego grobu ukochanej. Z niewiadomych powodów bał się. Nie wiedział czego, ale się bał. Bał się przecież różnych rzeczy, więc skąd miał wiedzieć, czego boi się w tej chwili. Zbliżył się do grobu, aby jak zwykle wymienić kwiaty, zapalić znicz i podumać, gdy usłyszał zza krzaków jakiś głos.

-Kszzzzzzzt. Kszzzzzzzzt. Kurwa kszzzzzzt!- odwrócił się, aby zorientować się skąd dobiegają dźwięki, gdy ktoś złapał go za rękę.-Sergio...

******
Jest i on. Tak jak obiecywałam, pojawił się w przerwie świątecznej :3 na następny możecie czekać aż do ferii, ale postaram się szybciej coś wymyślić :) 
w międzyczasie zapraszam na niezwykły blog http://zyciezkibicem.blogspot.com :) 

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział pierwszy na dobry początek.

 To opowiadanie jest kontynuacją historii Cesci i Ramosa, przerwanej w tak nagłym momencie przez tak zwany kryzys twórczy. Mogłabym je kontynuować, ale mam nieco lepszy pomysł na dalszą część. Gdybyście chcieli wiedzieć, dlaczego postępuję w ten sposób, pozwolę sobie na trochę czarnego humoru. 
-Dlaczego Cesca nie pisze już powiernika?
-Bo nie żyje. 
Tak więc, ta historia bezpośrednio łączy się z poprzednią, lecz zmieniony będzie czas, miejsce i forma, choć jako wszechwiedzący narrator zapowiadam, że nie będzie ona stała. 
A i żeby nie było - rozdziały nie będą pojawiać się regularnie. Następnego możecie spodziewać się w przerwie świątecznej, no chyba że będę miała zagrożenie z geo...

3 lata wcześniej...

-Nie, ty nie możesz mi tego zrobić! Kochanie oddychaj! Niech ktoś zadzwoni po karetkę! Cesca kochanie żyj!...- Sergio pochylił się nad Francescą jeszcze raz sprawdzając jej czynności życiowe. Jak on mógł do tego dopuścić? Jak to się stało, przecież spuścił ją z oczu tylko na chwilę, ale ta chwila wystarczyła, by stało się nieszczęście. Może od początku. Nasza para wybrała się na zakupy, aby móc dokończyć urządzanie pokoju dziecinnego. Cesca miała rodzić za 2 tygodnie, więc najwyższa pora, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Gdy byli przy kasie, ciężarna źle się poczuła i wyszła na zewnątrz, aby dojść spokojnie do samochodu. Niestety nie dotarła. Zasłabła i właśnie teraz walczy o życie swoje i córki. 

Sergio jak przez mgłę pamięta, co działo się potem. Zabrali ją do karetki, a jemu nie pozwolili z nią jechać. Nie był w stanie prowadzić, więc złapał taksówkę i te 15 minut drogi wydało mu się wiecznością. Wpadł na izbę przyjęć jak burza i co? I nic. Jedyne, czego się dowiedział, to że właśnie przeprowadzają cesarkę. Żadnej informacji, co z najważniejszymi kobietami w jego życiu. Nie miał nawet siły zadzwonić do kogokolwiek, a tym bardziej odpisać na wiadomość. Z niecierpliwością czekał na informację, a czekając przypominał sobie wszystkie wspólne chwile, których było tak niewiele. Znali się przecież niepełne 4 lata. Nigdy nie zapomni dnia, w którym ją poznał. W tamtym sezonie przegrali wszystko, co możliwe i przewaga Barcelony była naprawdę widoczna. W szatni zaczęły się podziały i kłótnie z trenerem. Mało kto wierzył, że sytuacja może się poprawić, bo przecież wszyscy się starali, ale coś nie wychodziło, także informacja, że będą pracować z psychologiem i to w dodatku kobietą, nie zrobiła na nikim większego wrażenia. Ale gdy ją zobaczył... Nie była jakąś wielką pięknością, powiem więcej - w przydużym dresie, bez makijażu i z niedbale związanymi włosami wyglądała lekko mówiąc przeciętnie. Ale miała w sobie to coś, co go zaintrygowało. Nie speszyła się obecnością tylu sław, nie traktowała ich, jak nie wiadomo kogo, ba od początku pokazywała, że to ona tam rządzi. A ten jej uśmiech... wiedział, że ta kobieta nie będzie kolejną panienką na jedną noc, że zdobycie jej nie będzie takie łatwe. Ona też mu niczego nie ułatwiała. Kłócili się i dogryzali sobie na każdym kroku. Raz zamknęła go nawet w piwnicy jakiegoś budynku w Mediolanie. W sumie to była jego wina, bo mógł jej nie łapać za tyłek w miejscu publicznym. Może troszkę przesadziła, ale ta jej porywczość, nieprzewidywalność kręciły Sergio do tego stopnia, że nawet zabawiając się z innymi kobietami myślał cały czas o niej. A teraz? A teraz leży tam gdzieś na stole operacyjnym, prawdopodobnie nie oddycha i może jest cień nadziei na uratowanie jej i dziecka...
Z rozmyślań wyrwał go głos lekarza. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Sergio czuł, że stało się najgorsze, że stracił ją i ich malutką córeczkę. 
-I co z nią? - Zapytał nerwowo.
-Ma pan śliczną, zdrową córeczkę, niestety matki nie dało się uratować...- Te słowa spadły na niego jak grom z jasnego nieba i nie opuszczają do dziś w koszmarach. Takiego scenariusza nie przewidywał. Nagle został sam z dzieckiem. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Jak on sobie teraz poradzi? Był wściekły na lekarza, że powiedział to tak wprost. Przecież w filmach, które oglądał lekarze mówili to w grzeczniejszy sposób.
-Czy mogę je zobaczyć, pożegnać się z Cescą...- Zapytał próbując się pozbierać. W normalnej sytuacji zrobiłby lekarzowi awanturę za ten nietakt, ale to nie była normalna sytuacja.
-Córkę- owszem, może pan zobaczyć, od żony właśnie są pobierane narządy do przeszczepu.
-Że co proszę?! - wykrzyczał na cały korytarz. -Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - Teraz to się zdenerwował. Nie dość, że stracił narzeczoną, bo przecież ślub planowali dopiero po narodzinach małej, to nawet nie może się z nią pożegnać. Pobierają narządy do przeszczepu, też mu wymówka. To na pewno jakiś spisek, tylko dlaczego jak zwykle to on jest ofiarą? - pomyślał, czerwieniąc się ze złości i nerwowo zaciskając pięści.
-Żona miała przy sobie oświadczenie woli.
-Dlaczego nikt mnie do cholery jasnej nie spytał o zdanie?!- wykrzyczał. Oświadczenie woli, srutu-tutu majtki z drutu. Jeszcze bardziej podsycał w sobie gniew. Mogliby go przynajmniej nie okłamywać. Przecież gdyby Cesca chciała, żeby ją po śmierci krojono, to by mu powiedziała, pomyślał po czym z udawanym spokojem poprosił lekarza o pokazanie mu przynajmniej córki.
Te 10 metrów dzielące korytarz od sali na której znajdowała się mała, wydawało się być największą odległością jaką w życiu przebył. Otarł wierzchem dłoni łzy, po czym wziął małą na ręce mówiąc:
-Mama byłaby z Ciebie taka duma... Nazwiemy Cię na jej cześć Francesca. Moja mała Francesco, teraz jesteśmy na tym świecie tylko we dwoje. Nie płacz już. Cichutko...- wyszeptał przez łzy. Po chwili musiał oddać małą lekarzowi, a sam zajął się wykonywaniem telefonów. Najtrudniejszy był ten do matki. Nie wiedział od czego zacząć. Tak bardzo chciał, aby teraz była u jego boku. Zawsze dawała mu ogromne wsparcie. Myśl o tym sprawiła, że rozkleił się na dobre. Uświadomił sobie, że jego córka nigdy czegoś takiego nie zazna. Ona nawet nie słyszała głosu swojej matki tak naprawdę. Nie poczuła, jak wiele znaczy jej uścisk… Straciła wszystko, co najważniejsze w latach dzieciństwa i nie tylko, choć tak naprawdę nawet nie zasmakowała tego szczęścia....

Obecnie
-Tato oć mamyyyyy!!! Ciem mamyyyyyy!!!- Mała Fran znowu zanosiła się płaczem. Wdrapała się na kolana ojca i mocno się do niego tuląc, starała się wymusić na nim spełnienie prośby. Kolejny raz przyjrzał jej się uważnie. Miała lekko rudawe, proste jak drut włosy, sięgające nieco za malutkie uszka. Spoglądała na niego ogromnymi, niebieskimi oczami, takimi samymi jakie miała jej matka, i uśmiechnęła się lekko. Teraz była wierną kopią matki. Jak zwykle w takich momentach Sergio uronił łzę. Ile dałby, aby Cesca była teraz z nimi… Cesca… nie mógł tak mówić na małą, bo sprawiało mu to ból, dlatego mała została po prostu Fran. Po mamie został jej jedynie wisiorek, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Nie ocalały ani biżuteria, którą Cesca miała na sobie w dniu wypadku, ani nawet pierścionek zaręczynowy. Wszystko skremowali, zabierając mu ją na zawsze.
-Kochanie, to chodź po kurteczkę, pojedziemy zaraz zapalić świeczkę mamusi- jak zwykle wysłuchiwała jego głosu z uwagą. Mimo niespełna trzech lat rozumiała już bardzo wiele, ale jednej rzeczy nie mogła zrozumieć.
-Ja nie ciem, palić świećki. Ja ciem zrobić mamie moja-moja, dać jej buzi, tak jak Tobie. Kiedy te aniołki mi ją oddadzą? Psecies byłam gzecna. Słuchałam Ciebie i babci, a jak byłeś wtedy w spitalu to byłam cichutko jak spałeś. – Rozmowa znowu zeszła na ten trudny i niewygodny dla Ramosa temat. Serce mu się krajało, słysząc to z ust córki. Ale nie dziwił jej się, że zadawała mu takie pytania. To tylko dziecko i ma prawo do ciepła i miłości matki. Szkoda, że los był tak okrutny i jej tę matkę zabrał. Miała przecież jego, Sergio, ale co z tego, skoro nawet największe starania ojca nie zastąpią jej rodzicielki. Mimo, że przecież od czasów kontuzji, przez którą musiał zakończyć karierę miała go na wyłączność, czuć było, że brakuje jej matki, że ma w sobie pustkę, której on nie da rady zapełnić. Ten żal, ta rozpacz, sprawiły, że zaczął pić po kryjomu, lecz to zamiast pomóc, powodowało pogorszenie sytuacji. Jego wyobraźnia była wtedy nadaktywna i widział Cescę, ich wspólne życie, a gdy trzeźwiał i wszystko pryskało jak bańka mydlana, rozpacz powracała ze zdwojoną siłą.
-Fran, kochanie rozmawialiśmy o tym. Ja też bym chciał, żeby mama z nami była, ale to niemożliwe. Nie płacz skarbie, tatuś jest tu i nigdy cię nie opuści. Chodź, pojedziemy do mamusi i postawisz jej taką świeczkę, jaka ci się najbardziej podoba.
Gdy dojechali na cmentarz, zobaczył coś nie spotkanego wcześniej. Nad grobem jego ukochanej stała jakaś postać ubrana na czarno, w długim płaszczu z kapturem. Postać ta zapaliła znicz, po czym słysząc kroki mężczyzny i jego córki, szybko uciekła z cmentarza. Lekko przestraszony były piłkarz, podszedł do grobu i podczas wymiany kwiatów zobaczył złoty, błyszczący się przedmiot, utkwiony w jednej z róż z dnia poprzedniego. Od śmierci Cesci, Sergio w miarę możliwości codziennie składa na jej grobie 9 czerwonych róż- symbol prawie 9 miesięcy ich szczęścia. Owym błyszczącym przedmiotem okazał się pierścionek. Mężczyzna schował go do kieszeni, aby przyjrzeć mu się na spokojnie w domu. Wiedział, że zgubiła go owa postać, lecz ta uciekła tak szybko i nie wiadomo dokąd, że nie mógł jej odnaleźć. Posiedział tam jeszcze chwilkę i wrócił z córką do domu. Myśl o tym, co to za pierścionek i do kogo należy nie dawała mu spokoju. Chciał jak najszybciej to sprawdzić na spokojnie, ale najpierw musiał uśpić małą Fran, która dzisiaj jak na złość nie była zmęczona. Przez ponad dwie godziny kazała sobie czytać bajki, a na koniec ni z tego ni z owego, powiedziała, że chce żeby tata znowu pokazał jej zdjęcia mamusi i jedno z nich postawił jej obok łóżka. Wiedział, że nie jest to dobry pomysł, lecz skoro mała tego chciała, musiał to spełnić. Czuł, że jeszcze nie raz zapłacze przez to zdjęcie. Chciałby być tak silny, za jakiego wszyscy go mieli. Ale nie było to takie łatwe, zważywszy na to, że na krótko po śmierci Francesci, znalazł w jej dokumentach jej powiernik. Chciał się go pozbyć, usunąć go, ale coś go blokowało. W końcu poznał odpowiedzi na tak wiele nurtujących go pytań, ale co z tego, skoro na nic zdała mu się ta wiedza. Czytając jej historię, za każdym razem przeżywał z nią to wszystko, co tam spisała. W końcu miał pewność, że ona kochała go równie mocno jak on ją. Ale pewnych rzeczy nie napisała nawet w powierniku. Nie spodziewał się, że dziewczyna dysponowała sporym majątkiem. Dowiedział się o tym od jej prawnika, jak przyszli na ogłoszenie testamentu. Kto w tak młodym wieku pisze testament? Cesca nawet po śmierci go zadziwiała. Zostawiła im w spadku spory domek pod Madrytem, w którym się wychowywała. Nie znał żadnych sekretów tego domu, tajemnic, czy wspomnień, bo za każdym razem gdy próbował poruszyć temat jej dzieciństwa sprytnie zmieniała temat. Co jeszcze przed nim ukrywała? W sumie dobrze, że miała ten domek, bo gdy przez kontuzję chrząstki kolanowej musiał zakończyć karierę, mogli się przenieść z córką w spokojne miejsce, gdzie mogli liczyć choć na cień prywatności.
Gdy wreszcie uśpił córkę, zajął się przedmiotem znalezionym na cmentarzu. Kto w ogóle zostawia na cmentarzu pierścionki? Przyjrzał mu się dokładnie. Był złoty, z srebrną wstawką układającą się w literę ‘S’, z czerwonym rubinem w środku. Miał wrażenie, że gdzieś już widział ten pierścionek. W środku miał wygrawerowane „hasta que nuestras almas serán juntas”. –To niemożliwe- powiedział sam do siebie- to nie może być to o czym myślę. Przecież to wbrew jakiejkolwiek logice…