piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział pierwszy na dobry początek.

 To opowiadanie jest kontynuacją historii Cesci i Ramosa, przerwanej w tak nagłym momencie przez tak zwany kryzys twórczy. Mogłabym je kontynuować, ale mam nieco lepszy pomysł na dalszą część. Gdybyście chcieli wiedzieć, dlaczego postępuję w ten sposób, pozwolę sobie na trochę czarnego humoru. 
-Dlaczego Cesca nie pisze już powiernika?
-Bo nie żyje. 
Tak więc, ta historia bezpośrednio łączy się z poprzednią, lecz zmieniony będzie czas, miejsce i forma, choć jako wszechwiedzący narrator zapowiadam, że nie będzie ona stała. 
A i żeby nie było - rozdziały nie będą pojawiać się regularnie. Następnego możecie spodziewać się w przerwie świątecznej, no chyba że będę miała zagrożenie z geo...

3 lata wcześniej...

-Nie, ty nie możesz mi tego zrobić! Kochanie oddychaj! Niech ktoś zadzwoni po karetkę! Cesca kochanie żyj!...- Sergio pochylił się nad Francescą jeszcze raz sprawdzając jej czynności życiowe. Jak on mógł do tego dopuścić? Jak to się stało, przecież spuścił ją z oczu tylko na chwilę, ale ta chwila wystarczyła, by stało się nieszczęście. Może od początku. Nasza para wybrała się na zakupy, aby móc dokończyć urządzanie pokoju dziecinnego. Cesca miała rodzić za 2 tygodnie, więc najwyższa pora, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Gdy byli przy kasie, ciężarna źle się poczuła i wyszła na zewnątrz, aby dojść spokojnie do samochodu. Niestety nie dotarła. Zasłabła i właśnie teraz walczy o życie swoje i córki. 

Sergio jak przez mgłę pamięta, co działo się potem. Zabrali ją do karetki, a jemu nie pozwolili z nią jechać. Nie był w stanie prowadzić, więc złapał taksówkę i te 15 minut drogi wydało mu się wiecznością. Wpadł na izbę przyjęć jak burza i co? I nic. Jedyne, czego się dowiedział, to że właśnie przeprowadzają cesarkę. Żadnej informacji, co z najważniejszymi kobietami w jego życiu. Nie miał nawet siły zadzwonić do kogokolwiek, a tym bardziej odpisać na wiadomość. Z niecierpliwością czekał na informację, a czekając przypominał sobie wszystkie wspólne chwile, których było tak niewiele. Znali się przecież niepełne 4 lata. Nigdy nie zapomni dnia, w którym ją poznał. W tamtym sezonie przegrali wszystko, co możliwe i przewaga Barcelony była naprawdę widoczna. W szatni zaczęły się podziały i kłótnie z trenerem. Mało kto wierzył, że sytuacja może się poprawić, bo przecież wszyscy się starali, ale coś nie wychodziło, także informacja, że będą pracować z psychologiem i to w dodatku kobietą, nie zrobiła na nikim większego wrażenia. Ale gdy ją zobaczył... Nie była jakąś wielką pięknością, powiem więcej - w przydużym dresie, bez makijażu i z niedbale związanymi włosami wyglądała lekko mówiąc przeciętnie. Ale miała w sobie to coś, co go zaintrygowało. Nie speszyła się obecnością tylu sław, nie traktowała ich, jak nie wiadomo kogo, ba od początku pokazywała, że to ona tam rządzi. A ten jej uśmiech... wiedział, że ta kobieta nie będzie kolejną panienką na jedną noc, że zdobycie jej nie będzie takie łatwe. Ona też mu niczego nie ułatwiała. Kłócili się i dogryzali sobie na każdym kroku. Raz zamknęła go nawet w piwnicy jakiegoś budynku w Mediolanie. W sumie to była jego wina, bo mógł jej nie łapać za tyłek w miejscu publicznym. Może troszkę przesadziła, ale ta jej porywczość, nieprzewidywalność kręciły Sergio do tego stopnia, że nawet zabawiając się z innymi kobietami myślał cały czas o niej. A teraz? A teraz leży tam gdzieś na stole operacyjnym, prawdopodobnie nie oddycha i może jest cień nadziei na uratowanie jej i dziecka...
Z rozmyślań wyrwał go głos lekarza. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Sergio czuł, że stało się najgorsze, że stracił ją i ich malutką córeczkę. 
-I co z nią? - Zapytał nerwowo.
-Ma pan śliczną, zdrową córeczkę, niestety matki nie dało się uratować...- Te słowa spadły na niego jak grom z jasnego nieba i nie opuszczają do dziś w koszmarach. Takiego scenariusza nie przewidywał. Nagle został sam z dzieckiem. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Jak on sobie teraz poradzi? Był wściekły na lekarza, że powiedział to tak wprost. Przecież w filmach, które oglądał lekarze mówili to w grzeczniejszy sposób.
-Czy mogę je zobaczyć, pożegnać się z Cescą...- Zapytał próbując się pozbierać. W normalnej sytuacji zrobiłby lekarzowi awanturę za ten nietakt, ale to nie była normalna sytuacja.
-Córkę- owszem, może pan zobaczyć, od żony właśnie są pobierane narządy do przeszczepu.
-Że co proszę?! - wykrzyczał na cały korytarz. -Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - Teraz to się zdenerwował. Nie dość, że stracił narzeczoną, bo przecież ślub planowali dopiero po narodzinach małej, to nawet nie może się z nią pożegnać. Pobierają narządy do przeszczepu, też mu wymówka. To na pewno jakiś spisek, tylko dlaczego jak zwykle to on jest ofiarą? - pomyślał, czerwieniąc się ze złości i nerwowo zaciskając pięści.
-Żona miała przy sobie oświadczenie woli.
-Dlaczego nikt mnie do cholery jasnej nie spytał o zdanie?!- wykrzyczał. Oświadczenie woli, srutu-tutu majtki z drutu. Jeszcze bardziej podsycał w sobie gniew. Mogliby go przynajmniej nie okłamywać. Przecież gdyby Cesca chciała, żeby ją po śmierci krojono, to by mu powiedziała, pomyślał po czym z udawanym spokojem poprosił lekarza o pokazanie mu przynajmniej córki.
Te 10 metrów dzielące korytarz od sali na której znajdowała się mała, wydawało się być największą odległością jaką w życiu przebył. Otarł wierzchem dłoni łzy, po czym wziął małą na ręce mówiąc:
-Mama byłaby z Ciebie taka duma... Nazwiemy Cię na jej cześć Francesca. Moja mała Francesco, teraz jesteśmy na tym świecie tylko we dwoje. Nie płacz już. Cichutko...- wyszeptał przez łzy. Po chwili musiał oddać małą lekarzowi, a sam zajął się wykonywaniem telefonów. Najtrudniejszy był ten do matki. Nie wiedział od czego zacząć. Tak bardzo chciał, aby teraz była u jego boku. Zawsze dawała mu ogromne wsparcie. Myśl o tym sprawiła, że rozkleił się na dobre. Uświadomił sobie, że jego córka nigdy czegoś takiego nie zazna. Ona nawet nie słyszała głosu swojej matki tak naprawdę. Nie poczuła, jak wiele znaczy jej uścisk… Straciła wszystko, co najważniejsze w latach dzieciństwa i nie tylko, choć tak naprawdę nawet nie zasmakowała tego szczęścia....

Obecnie
-Tato oć mamyyyyy!!! Ciem mamyyyyyy!!!- Mała Fran znowu zanosiła się płaczem. Wdrapała się na kolana ojca i mocno się do niego tuląc, starała się wymusić na nim spełnienie prośby. Kolejny raz przyjrzał jej się uważnie. Miała lekko rudawe, proste jak drut włosy, sięgające nieco za malutkie uszka. Spoglądała na niego ogromnymi, niebieskimi oczami, takimi samymi jakie miała jej matka, i uśmiechnęła się lekko. Teraz była wierną kopią matki. Jak zwykle w takich momentach Sergio uronił łzę. Ile dałby, aby Cesca była teraz z nimi… Cesca… nie mógł tak mówić na małą, bo sprawiało mu to ból, dlatego mała została po prostu Fran. Po mamie został jej jedynie wisiorek, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Nie ocalały ani biżuteria, którą Cesca miała na sobie w dniu wypadku, ani nawet pierścionek zaręczynowy. Wszystko skremowali, zabierając mu ją na zawsze.
-Kochanie, to chodź po kurteczkę, pojedziemy zaraz zapalić świeczkę mamusi- jak zwykle wysłuchiwała jego głosu z uwagą. Mimo niespełna trzech lat rozumiała już bardzo wiele, ale jednej rzeczy nie mogła zrozumieć.
-Ja nie ciem, palić świećki. Ja ciem zrobić mamie moja-moja, dać jej buzi, tak jak Tobie. Kiedy te aniołki mi ją oddadzą? Psecies byłam gzecna. Słuchałam Ciebie i babci, a jak byłeś wtedy w spitalu to byłam cichutko jak spałeś. – Rozmowa znowu zeszła na ten trudny i niewygodny dla Ramosa temat. Serce mu się krajało, słysząc to z ust córki. Ale nie dziwił jej się, że zadawała mu takie pytania. To tylko dziecko i ma prawo do ciepła i miłości matki. Szkoda, że los był tak okrutny i jej tę matkę zabrał. Miała przecież jego, Sergio, ale co z tego, skoro nawet największe starania ojca nie zastąpią jej rodzicielki. Mimo, że przecież od czasów kontuzji, przez którą musiał zakończyć karierę miała go na wyłączność, czuć było, że brakuje jej matki, że ma w sobie pustkę, której on nie da rady zapełnić. Ten żal, ta rozpacz, sprawiły, że zaczął pić po kryjomu, lecz to zamiast pomóc, powodowało pogorszenie sytuacji. Jego wyobraźnia była wtedy nadaktywna i widział Cescę, ich wspólne życie, a gdy trzeźwiał i wszystko pryskało jak bańka mydlana, rozpacz powracała ze zdwojoną siłą.
-Fran, kochanie rozmawialiśmy o tym. Ja też bym chciał, żeby mama z nami była, ale to niemożliwe. Nie płacz skarbie, tatuś jest tu i nigdy cię nie opuści. Chodź, pojedziemy do mamusi i postawisz jej taką świeczkę, jaka ci się najbardziej podoba.
Gdy dojechali na cmentarz, zobaczył coś nie spotkanego wcześniej. Nad grobem jego ukochanej stała jakaś postać ubrana na czarno, w długim płaszczu z kapturem. Postać ta zapaliła znicz, po czym słysząc kroki mężczyzny i jego córki, szybko uciekła z cmentarza. Lekko przestraszony były piłkarz, podszedł do grobu i podczas wymiany kwiatów zobaczył złoty, błyszczący się przedmiot, utkwiony w jednej z róż z dnia poprzedniego. Od śmierci Cesci, Sergio w miarę możliwości codziennie składa na jej grobie 9 czerwonych róż- symbol prawie 9 miesięcy ich szczęścia. Owym błyszczącym przedmiotem okazał się pierścionek. Mężczyzna schował go do kieszeni, aby przyjrzeć mu się na spokojnie w domu. Wiedział, że zgubiła go owa postać, lecz ta uciekła tak szybko i nie wiadomo dokąd, że nie mógł jej odnaleźć. Posiedział tam jeszcze chwilkę i wrócił z córką do domu. Myśl o tym, co to za pierścionek i do kogo należy nie dawała mu spokoju. Chciał jak najszybciej to sprawdzić na spokojnie, ale najpierw musiał uśpić małą Fran, która dzisiaj jak na złość nie była zmęczona. Przez ponad dwie godziny kazała sobie czytać bajki, a na koniec ni z tego ni z owego, powiedziała, że chce żeby tata znowu pokazał jej zdjęcia mamusi i jedno z nich postawił jej obok łóżka. Wiedział, że nie jest to dobry pomysł, lecz skoro mała tego chciała, musiał to spełnić. Czuł, że jeszcze nie raz zapłacze przez to zdjęcie. Chciałby być tak silny, za jakiego wszyscy go mieli. Ale nie było to takie łatwe, zważywszy na to, że na krótko po śmierci Francesci, znalazł w jej dokumentach jej powiernik. Chciał się go pozbyć, usunąć go, ale coś go blokowało. W końcu poznał odpowiedzi na tak wiele nurtujących go pytań, ale co z tego, skoro na nic zdała mu się ta wiedza. Czytając jej historię, za każdym razem przeżywał z nią to wszystko, co tam spisała. W końcu miał pewność, że ona kochała go równie mocno jak on ją. Ale pewnych rzeczy nie napisała nawet w powierniku. Nie spodziewał się, że dziewczyna dysponowała sporym majątkiem. Dowiedział się o tym od jej prawnika, jak przyszli na ogłoszenie testamentu. Kto w tak młodym wieku pisze testament? Cesca nawet po śmierci go zadziwiała. Zostawiła im w spadku spory domek pod Madrytem, w którym się wychowywała. Nie znał żadnych sekretów tego domu, tajemnic, czy wspomnień, bo za każdym razem gdy próbował poruszyć temat jej dzieciństwa sprytnie zmieniała temat. Co jeszcze przed nim ukrywała? W sumie dobrze, że miała ten domek, bo gdy przez kontuzję chrząstki kolanowej musiał zakończyć karierę, mogli się przenieść z córką w spokojne miejsce, gdzie mogli liczyć choć na cień prywatności.
Gdy wreszcie uśpił córkę, zajął się przedmiotem znalezionym na cmentarzu. Kto w ogóle zostawia na cmentarzu pierścionki? Przyjrzał mu się dokładnie. Był złoty, z srebrną wstawką układającą się w literę ‘S’, z czerwonym rubinem w środku. Miał wrażenie, że gdzieś już widział ten pierścionek. W środku miał wygrawerowane „hasta que nuestras almas serán juntas”. –To niemożliwe- powiedział sam do siebie- to nie może być to o czym myślę. Przecież to wbrew jakiejkolwiek logice…


7 komentarzy:

  1. I jak zawsze musiałaś przerwać w takim momencie :c Ciekawie się zapowiada. Gdy czytałam o śmierci Cesci to aż mi się płakać chciało, do czego ty mnie doprowadzasz ;) /Miska

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde dziewczyno! ♥
    Wiesz, że uwielbiam Cię jako pisarkę, ale tym razem to po prostu przegięłaś! Jak można napisać tak cudowny rozdział? *.* Jestem ciekawa kim była owa postać. Mam tyle pytań po tym rozdziale... Może Francisca żyje? Może to wszystko było jednym wielkim oszustwem? Jeśli tak to dlaczego go zostawiła? Co będzie dalej z Sergio i czy jeśli Cesca nie żyje znajdzie sobie kogoś?

    Pisz jak najszybciej się da, bo się nie umiem już doczekać!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiesz cooo... skończyłaś w takim momencie ? nie mogę się doczekać następnego <3 /Olaczek love

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw czytając poprzedni blog, jednak takie rozwinięcie również bardzo mi się podoba ;) mam pewne podejrzenia kim była osoba w płaszczu - duch Francesci, albo sama Francesca ;)
    Popieram moje poprzedniczki - nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i pisz szybko ;3
    A tak ogólnie to rozdział świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę uwierzyć, że przestałaś pisać bloga, który znajdował się w pierwszej 5 moich ulubionych blogów. Ale cieszę się ogromnie, że piszesz dalej. Szkoda tylko, że Cesca nie żyje. A mała Fran jest przeurocza i, jak na swój wiek, bardzo mądra. Podziwiam Sergio, że się nie załamał i sam zajmuje się małą. A ten pierścionek... Mam dziwne przeczucie, że to ten, który Cesca dostała od Sergio...
    Opowiadanie zapowiada się świetnie i coś czuję, że również trafi na moją listę 'ulubionych blogów'. Masz już we mnie stałego czytelnika, więc bardzo proszę o informowanie mnie na którymś z moich blogów.
    Pozdrawiam i w wolnej czwili zapraszam na: www.nie-mam-skrzydel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochanie, Ty musisz zostać pisarką <3 Jesteś genialna ! *,* / Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten fragment, gdy postać stoi przy grobie, a potem Sergio znajduje pierścionek, tak jakoś skojarzyła mi się z jednym z odcinków Plotkary, gdzie to Chuck również widział postać (ale przy grobie swojego ojca), która zgubiła medalion. Ciekawie, ciekawie się zaczyna. Czyżby jakieś tajemnice miały wyjść na jaw?
    @_xcarrotsx_

    OdpowiedzUsuń

Skoro już jesteś, powiedz szczerze, czy pisanie tego ma sens.